22 maja w kościele pod wezwaniem św. Mikołaja z Tolentino przy ul. Górników w Krakowie – Prokocimiu, odbyła się msza święta w intencji lotników pochodzących z Prokocimia, oraz tragicznie zmarłych w katastrofie członków załogi samolotu C 295 Casa. Po mszy poczty sztandarowe oraz mieszkańcy Prokocimia przeszli pod pomnik „Lotników z Prokocimia” gdzie złożono wiązanki kwiatów.
Krakowski Klub Seniorów Lotnictwa reprezentowali koledzy: Adam Sobieraj, Leszek Baranowski i Andrzej Chytkowski z małżonką Elżbietą. Były również delegacje oraz poczty sztandarowe Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego o/ Kraków, Aeroklubu Krakowskiego i okolicznych szkół.
Pomnik „Lotników z Prokocimia ” odsłonięto czternaście lat temu – 25 maja 2012 r. Upamiętnia ponad dwudziestu lotników pochodzących z tej części naszego miasta, którzy swoim działaniem tworzyli historię polskiego lotnictwa w drugiej wojnie światowej. Warto wspomnieć, że Prokocim do 1941 roku był wsią i jako taki był zapewne jedyną na świecie wsią, z której tylu młodych chłopców znalazło się w szeregach lotnictwa. Rozpoczynali i kończyli drugą wojnę światową zwycięstwami powietrznymi. 1 września 1939 r. sierż. pil. Leopold Flanek zestrzelił jeden z pierwszych samolotów Luftwaffe, a kpt pil. Mieczysław Gorzula jeden z ostatnich 9 kwietnia 1945 r. w ostatniej bitwie powietrznej polskiego lotnictwa na Zachodzie.Łącznie zestrzelili 13 wrogich maszyn, 5 zespołowo, 3 prawdopodobnie, 2 uszkodzili i 2 zniszczyli na ziemi. Wysokie stanowiska dowódcze pełnili m. in. mjr pil. Stefan Janus – 315 dywizjon myśliwski i 1 Polskie Skrzydło Myśliwskie (as lotnictwa myśliwskiego), mjr naw. Stanisław Król – jednostki specjalnego przeznaczenia, ppłk pil. Stanisław Żurek – 304 dywizjon bombowy. Członkami naszego klubu byli „prokocanie”: ppłk pil. Stanisław Chałupa i por. pil. Stanisław Dura.
Tekst Andrzej i Elżbieta Chytkowscy
Foto Elżbieta Chytkowska
Takie oto zadanie mają kluby seniorów lotnictwa. Ocalić od zapomnienia historię, miejsca, samoloty, maszyny lotniskowe, infrastrukturę. Zawodowo ocalaniem od zapomnienia zajmują się muzea. Ale nie tylko. Bywa, że indywidualni pasjonaci potrafią zrobić coś lepiej, angażując się przy tym emocjonalnie. Oczywiście ci, którzy maja więcej funduszy mogą więcej. Ci którzy dużej kasy nie mają, wybierają tańsze, ale równie ambitnie projekty. Jednym z takich pasjonatów jest mechanik lotniczy z Aeroklubu Krakowskiego – Wojciech Sikora.
Jego skromna gaża nie pozwala na restaurowanie samolotów, ale umożliwia remontowanie i doprowadzanie do stanu użytkowego zabytkowych motocykli i samochodów. Poniżej przedstawiam projekt, który pozwolił na ocalenie prawdopodobnie jednej z ostatnich wyciągarek marki TUR, użytkowanych w Aeroklubie Polskim do połowy lat siedemdziesiątych. Pan Wojciech dzięki swemu uporowi skompletował, wyremontował i doprowadził do używalności zestaw – wyciągarka TUR i ściągarka RYŚ. Aktualnie prowadzone są rozmowy z Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie mające na celu przekazanie urządzeń na ekspozycję. Zapraszam do przeczytania tekstu pióra Wojciecha Sikory o przygodach związanych z usprawnianiem tego zabytku.
Wyciągarka szybowcowa TUR Sw4.
Historia odbudowy i prób eksploatacyjnych
Prezentowana wyciągarka szybowca „TUR Sw4” jest prawdopodobnie jedną z ostatnich, zachowanych w sprawności do dziś, wyciągarką szybowcową, wraz ze ściągarką „Ryś”. Historia jej zaczęła się w 1962, kiedy to została wyprodukowana. Dzielnie służyła do czasu wycofania z eksploatacji, co nastąpiło w połowie lat 70-tych ub. wieku. Przyczyną wycofania była przede wszystkim słaba moc 90-cio konnego silnika benzynowego, wyposażonego w sprzęgło cierne. Pośrednio wiązało się też z pojawieniem nowszych szybowców, które wymagały większej prędkości w trakcie holu, Przysłowiowym „gwoździem do trumny” dla wyciągarek stało się pojawienie masowo produkowanych samolotów typu Wilga, oraz importowanych z Czechosłowacji Zlinów. Poprzez zastosowanie samolotów do holowania szybowców dano szerokiej rzeszy pilotów możliwość zdobywania nalotu potrzebnego do uzyskania licencji i kolejnych uprawnień. To z kolei umożliwiło rezygnację z kłopotliwego organizowania startu szybowcowego za wyciągarką. O względy ekonomiczne wówczas nie dbano i benzyna lała się strumieniami…
Opisywana i prezentowana wyciągarka została wykreślona z rejestru i odstawiona w przysłowiowy kąt hangaru. Nie zachowały się żadne dokumenty świadczące o jej pracy.
W Aeroklubie Krakowskim, w latach 2002-2006, podejmowano próby jej uruchomienia, które polegały na zabudowaniu mocniejszego silnika pochodzącego z samochodu mercedes, z automatyczną skrzynią biegów. Próby przeprowadzone w Krośnie zakończyły się niepowodzeniem. Nie zrezygnowano jednak z pomysłu usprawnienia, poprzez zabudowanie na niej silnika wysokoprężnego z turbiną od samochodu star 200, co też nie przyniosło pożądanych efektów . Po zakończeniu prób zarzucono projekt i przez długie lata wyciągarka spoczywała w zapomnieniu, w przybudówce aeroklubowej. Następnie w wyniku prac porządkowych podjęto decyzje o jej zezłomowaniu. Wyciągarka – a właściwie to co po niej pozostało – przestawiała obraz nędzy i rozpaczy, do której przyczyniły się nieudane modernizacje oraz „kanibalizm” podzespołów.
Jako miłośnik pojazdów historycznych nie mogłem dopuścić do jej złomowania, więc postanowiłem wyremontować ją i doprowadzić do stanu używalności. Udało mi się przekonać obecną dyrekcję Aeroklubu Krakowskiego wraz z zarządem aeroklubu do przekazania mi jej za symboliczną złotówkę.
Remont wyciągarki rozpocząłem od weryfikacji stanu faktycznego, który ukazał ogrom nieodwracalnych zniszczeń w wyniku przeróbek, oraz kanibalizmu technicznego. Następnie rozesłałem po aeroklubach zapytanie o części zamienne i dokumentację. Tylko nieliczne kluby odpowiedziały na moje zapytanie… Po wstępnej weryfikacji okazało się, że tak naprawdę posiadam tylko kawałek ramy trochę blach oraz niekompletną uchylnię układacza liny wraz z bębnem. Na tym etapie zastanawiałem się, czy uda mi się doprowadzić „Tura” do stanu eksploatacyjnego, czy też tylko do stanu eksponatu statycznego. Dzięki mojemu bratu, który szkolił się wówczas w Krośnie dowiedziałem się, że w Aeroklubie Podkarpackim znajduje się druga taka wyciągarka wraz że ściągarką ”Ryś”. Po długich negocjacjach z władzami Aeroklubu udało się oba te urządzenia odkupić. Po przywiezieniu do Krakowa przystąpiłem do niezwłocznej weryfikacji, po której okazało się, że zachowała się rama z silnikiem oraz niektóre elementy nadwozia. Mając już wiedzę odnośnie posiadanych części postanowiłem, że skoro mam ramę z silnikiem z jednej wyciągarki, oraz tył z drugiej, to mogę złożyć z dwóch jedną. Przystępując do odbudowy sprawdziłem stan techniczny ramy wraz z całym podwoziem , usunąłem wszystkie nieoryginalne przeróbki, następnie dokonałem weryfikacji silnika. Udało mi się kupić na złomie skrzynię biegów, taką, jaka była stosowana w owej wyciągarce, i po jej zabudowie uruchomiłem silnik, który po wymianie kilku części okazał się być w dość dobrym stanie technicznym. Do pełni szczęścia brakowało tylko wałów napędowych oraz – największej „pięty achillesowej” tych wyciągarek – skrzyni rozdzielczej napędu na bęben i koła jezdne, która została użyta do podówczas stosowanej w naszym aeroklubie wyciągarki Tur 2B. Podczas przeszukiwania pomieszczeń aeroklubowych udało się znaleźć niektóre brakujące części, w tym niekompletną skrzynkę rozdzielczą, którą udało mi się doprowadzić do stanu używalności i zabudować w wyciągarce. W tzw. międzyczasie kompletowałem układacz liny, dorabiałem brakujące części, oraz skompletowałem całą blacharkę nadwozia wraz z wyposażeniem wnętrza.
Mając już całą sprawną wyciągarkę o dużym stopni oryginalności postanowiłem, że czas pokazać efekty swojej pracy publiczności. Pojechałem na własnych kołach ciągnąc za sobą ściągarkę „Ryś” na odbywający się akurat Małopolski Piknik Lotniczy w Muzeum Lotnictwa. Wyciągarka eksponowana na stoisku Aeroklubu Krakowskiego wzbudzała duże zainteresowanie, zwłaszcza najmłodszych oraz starszych pilotów którzy szkolili się na szybowcach w latach jej świetności. Po powrocie z pokazów i naprawie zdewastowanych przez zwiedzających elementów spotkałem na lotnisku w aeroklubie Piotra Martynę, który rzucił hasło „ciekawe jak by się za nią latało”. Zaskutkowało to tym, że w niedługim czasie, po przeanalizowaniu dostępnych informacji odnośnie stanu wyciągarki, postanowiłem zrobić próby z prawdziwym szybowcem. Na początku zasięgnąłem informacji na temat legalności takiej próby u źródła, czyli w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. Okazało się ku mojemu zaskoczeniu, że Urząd nie zajmuje się już wyciągarkami a całą odpowiedzialność zrzuca na właściciela wyciągarki. Następnie udałem się z tym pomysłem do dyrekcji Aeroklubu. Po przedstawieniu wszystkich argumentów udało mi się uzyskać zgodę pani Sabiny Hawryłko na przeprowadzenie prób w locie na terenie aeroklubu. Wystarczyło już tylko wytypować szybowiec przeznaczony do wykonania próby. Został nim SZD-30 Pirat SP-2715. Pozostało tylko znaleźć odpowiedniego pilota. Zaznaczyć należy, że na początku projektu chęć pomocy wykazało wielu członków aeroklubu. Im bliżej finału chętnych było coraz mniej. W końcu gdy nadszedł czas prób w locie, to się okazało że nie ma kto polecieć… Z pomocą przyszedł Piotr Martyna – znakomity pilot i instruktor – który zgodził się wykonać lot. Po szczegółowych przygotowaniach przystąpiliśmy do próby, która wykazała zbyt małą moc silnika i niedomagania sprzęgła ciernego. Tego dnia odbyły się dwa loty, w których uzyskano zaledwie 150 metrów wysokości. Po przerwaniu prób przystąpiłem do podnoszenia sprawności maszyny, czyli poszukiwania pochowanych w silniku koni mechanicznych. Ku mojemu zdziwieniu odnalazłem je pod gaźnikiem, gdzie była założona blokada, którą zakładało się, żeby nie przesilać silnika w trakcie jego docierania. Po usunięciu owej blokady i ponownym przekonaniu dyrekcji o celowości przedsięwzięcia przystąpiliśmy do ponownych prób. W wyniku zwiększenia mocy silnika Pirat zaczął uzyskiwać wysokości ponad 200m. Przełom przyszedł jak zwykle przypadkiem, kiedy podczas kolejnej z prób doszło do eksplozji paliwa zebranego w tłumiku, czego następstwem była głośna praca silnika a efektem nagły przyrost mocy dławiony przez niesprawny układ wydechowy!
Zaczęto osiągać ponad trzystu metrowe wysokości. Do prób przystąpił drugi pilot, kol. Zbigniew Batkiewicz. Przeprowadzono siedem lotów próbnych, podczas których najwyższa wysokość lotu wyniosła ok 370m, z liny długości ok 800 m. Myślę, że gdyby poćwiczono technikę startu to uzyskano by wysokość wyższą, ponad 400m, Sądzę też, że gdyby użyto do prób innego szybowca z okresu świetności maszyny np. Czaplę, Muchę lub Srokę to wyniki byłyby lepsze, ponieważ tamte szybowce mogły latać z mniejszą prędkością przeciągnięcia niż Pirat. Jest to istotne w tego typu wyciągarce, co wynika z właściwości silnika benzynowego, gdzie maksymalny moment obrotowy zaczyna się dopiero od średnich obrotów a nie jak w dieslu od niższych. Planowałem też przeprowadzić próby w locie z użyciem ściągarki Ryś. którą też usprawniłem, ale niestety nie doszły do skutku z różnych przyczyn. Ale to już zupełnie inna historia…
W ubiegłą sobotę gościliśmy w Muzeum Lotnictwa Polskiego mgr inż. pilota doświadczalnego
Ryszarda WITKOWSKIEGO.
W tym kultowym dla lotników miejscu świętowaliśmy z Szacownym Jubilatem Jego 90-tą rocznicę urodzin…
Ryszard Witkowski był jednym z pierwszych pilotów śmigłowcowych w Polsce. Jako pilot doświadczalny pracował w Instytucie Lotnictwa w dziale prób w locie. Był polskim przedstawicielem we władzach Komisji Wiropłatowej FAI. Honorowy Prezes Rady Seniorów Lotnictwa, autor wielu książek o tematyce śmigłowcowej, tłumacz literatury z języka angielskiego. A przy tym wspaniały, szlachetny i urzekający człowiek.
Jubilat był przez wiele długich lat członkiem Rady Programowej MLP więc kiedy panie: Grażyna (córka Ryszarda) i Dagmara wybierały miejsce na to szczególne spotkanie decyzja mogała być tylko jedna – krakowskie Muzeum. Tu bowiem na stałe zagościł „genius loci”, który ściąga lotników z całego kraju i nie tylko. Wszak było to pierwsze lotnisko Rzeczpospolitej…
Uroczystość rozpoczęła się od celebrowanej przez przyjaciela Ryszarda – ojca Dominika Orczykowskiego – mszy, w kościele o. Kapucynów. Stamtąd udaliśmy się do Muzeum Lotnictwa, gdzie w sali konferencyjnej przygotowano uroczysty obiad z niespodziankami. Oczywiście Ryszard nic nie wiedział o uroczystości. Kiedy już wszystko było przygotowane, dyrektor Krzysztof Radwan wprowadził Jubilata, którego powitała owacja na stojąco. Twardemu pilotowi łza zakręciła się w oku. Oto bowiem znalazł się wśród setki z górą przyjaciół – lotników, rodziny, przedstawicieli rodzinnego Milanówka. Rozległy się takty i słowa „Hymnu Lotników” zaśpiewanego przez milanowskiego tenora. Ryszard chciał coś powiedzieć, ale słowa najwyraźniej nie chciały się przecisnąć przez gardło. Był wyraźnie wzruszony.
A później były laudacje i inne przemówienia, i obiad wspaniały wraz z deserem, a potem kiedy już Ryszard opanował swoje gardło, z właściwą sobie swadą zaczął bawić towarzystwo… A czynił to jak zwykle w znakomity i uroczy sposób. To wspaniałe spotkanie trwało do późnych godzin wieczornych, bo też i towarzystwo było zacne…
Drogi Ryszardzie, krakowscy seniorzy życzą Ci wiele zdrowia bez określania wieku. Po prostu bądź taki jaki jesteś. A jesteś WIELKI!
10 maja odbyło się w Warszawie uroczyste zebranie Warszawskiego Klubu Seniorów Lotnictwa i Rady Seniorów Lotnictwa poświęcone trzem znakomitym jubileuszom członków WKSL.
Jednym z nich był nasz przyjaciel, mgr inż. Ryszard Witkowski – prezes honorowy RSL. Ikona polskiego lotnictwa śmigłowcowego, pilot doświadczalny, członek komisji wiropłatowej FAI. A przede wszystkim wspaniały, zacny człowiek. Z okazji 90-tych urodzin mieliśmy zaszczyt złożyć Ryszardowi życzenia wszelkiej pomyślności poparte kwiatami i skromnym upominkiem. A po spotkaniu, które odbyło się w gościnnych progach Instytutu Lotnictwa udaliśmy się na wspólny obiad w zacnym towarzystwie pań: Dagmary i córki Ryszarda Grażyny, oraz prezesa WKSL, Jurka Madlera i Wojtka Matusiaka – autora wielu historycznych książek 🙂
Tradycyjnie już, w kwietniu, uczestniczyliśmy w lekcji żywej historii zorganizowanej przez grono pedagogiczne i uczniów szkoły podstawowej w Czasławiu. Tematem przewodnim była oczywiście 225 rocznica powstania Konstytucji 3 Maja.
Z Krakowskiego KSL udział wzięli Krystyna i Leszek Mańkowscy oraz Henryk Serda, natomiast Stowarzyszenie Seniorów Lotnictwa Wojskowego w Krakowie reprezentował Szczepan Kurpisz z małżonka Barbarą,
Wśród zaproszonych gości był również wójt gminy Raciechowice p. Marek Gabzdyl oraz sołtys Czasławia i rodzice dzieci. Uroczystość miała podniosły charakter. Po wprowadzeniu sztandaru wspólnie odśpiewaliśmy hymn /wszystkie zwrotki 🙂 / a następnie młodzież i dzieci w pięknej inscenizacji opowiedzieli o powstaniu tej drugiej w świecie konstytucji.
Po zakończeniu przedstawienia przekazaliśmy na ręce pani Dyrektor upominki. SSLW kilkadziesiąt zebranych książek o różnej tematyce w celu zasilenia szkolnej biblioteki, a KKSL książkę p.t. „Lotnicy Małopolski” zawierającą życiorysy wybitnych lotników naszej małej ojczyzny. I to nie tylko lotników wojskowych, ale także tych współczesnych, cywilnych i sportowych, którzy rozsławiają za granicą imię Polski. Oczywiście książka zawierała stosowną dedykację 🙂
Po zakończeniu uroczystości delegacja szkoły oraz nasze – seniorów – złożyły wiązanki kwiatów pod tablicą poświęconą generałowi Ludomiłowi Rayskiemu i obeliskiem partyzanckim.
Sztandar naszego Klubu jest już w gablocie 🙂 Wykonana na specjalne zamówienie piękna gablota została zamocowana w holu przy wejściu do sali konferencyjnej Muzeum Lotnictwa Polskiego, tam, gdzie co miesiąc odbywamy nasze spotkania.
I tak oto po blisko dwóch latach od ufundowania sztandaru znalazł on godne miejsce. Pragnę podziękować dyrektorowi MLP, Krzysztofowi Radwanowi za umożliwienie wyeksponowania sztandaru w tak godnym miejscu, a dr Krzysztofowi Mroczkowskiemu za zajęcie się stroną techniczną przedsięwzięcia. Słowa podziękowania kieruję również dla kol. Benedykta Siemaszko za wskazanie wykonawcy tej pięknej gabloty, która została ufundowana przez Leszka i Krysię Mańkowskich.
W niedzielę 17 kwietnia 2016 roku na lotnisku Aeroklubu Krakowskiego w Pobiedniku Wielkim nastąpiło uroczyste otwarcie sezonu. Rozegrano klubowe zawody w celności lądowania w kategorii samolotów i szybowców. Zawody rozegrano przy pięknej, wiosennej pogodzie, która jednakże sprawiła sporo trudności zawodnikom. Wiał bowiem silny, porywisty wiatr z kierunku SW co znakomicie utrudniało precyzyjne podejście. Piloci samolotowi latali na dwóch Cesnach 150 i prywatnych samolotach, a szybownicy „ujeżdżali” dwa „Bociany”. Starty szybowcowe odbywały się za wyciągarką. W zawodach oprócz członków Aeroklubu Krakowskiego wzięło udział trzech seniorów z KKSL, którzy zajęli wysokie pozycje. Zmagania samolotowe wygrał Leszek Mańkowski przed Bogdanem Koraszewskim a na drugim miejscu szybowcowego pudła stanął kolega Ireneusz Biela 🙂
Zmagania obserwowali nasi seniorzy, którzy wraz z małżonkami przybyli na lotnisko. Zostali oni podjęci przez prezesa AK – Janusza Nowaka – kawą i ciastkiem, oraz zaproszeni do wykonania lotu szybowcem. Niestety z zaproszenia skorzystał tylko jeden kolega, Adam Sobieraj.
Około godziny 15-tej, po zakończeniu konkurencji szybowcowych przystąpiono do dekoracji zwycięzców, której dokonali pani Sabina Hawryłko – dyrektor AK i Janusz Nowak – prezes.
A później biesiadowaliśmy przy grilu i muzyce 🙂
Bulwar Lotników Alianckich to projekt zagospodarowania odcinka południowego brzegu Wisły na wysokości mostu Kotlarskiego. Nazwa funkcjonuje już od ponad roku, ale plany jego zagospodarowania ciągle ewoluują. Z ostatnim projektem mogłem zapoznać się w ubiegłym tygodniu podczas wielkanocnego spotkania Stowarzyszenia Seniorów Lotnictwa Wojskowego oddział Kraków, które zostało zorganizowane z inicjatywy prezesa Stanisława Wojdyły na barce Sobieski. Na spotkaniu byli obecni między innymi goście: dr Krzysztof Wielgus i prof. Myczkowski – autorzy koncepcji urbanistycznej – a także przewodniczący komisji planowania przestrzennego i ochrony środowiska Rady Miasta Krakowa – Włodzimierz Pietrus. Przy zacnym poczęstunku popłynęlismy barką na wizję lokalną w rejon bulwaru. Piękny to był rejs w promieniach zachodzącego słońca bo pogoda dopisała znakomicie. W trakcie i po jego zakończeniu dr Wielgus przy pomocy prezentacji multimedialnej przybliżył nam szczegóły tego niebanalnego i przygotowanego z dużym rozmachem projektu. Co najważniejsze. realizacja idzie w dobrym kierunku i mam nadzieję, że już wkrótce ten dziki skrawek nabierze nowego pięknego kształtu. Wycieczkę udokumentował filmowo Edward Wyroba a fotki zrobiłem ja 🙂
Informacje o plikach cookie
Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Czytaj więcej, Accept