W dniu dzisiejszym, 10 grudnia 2018 roku, po raz 39 – jeśli wierzyć Andrzejowi Szymczakowi, który to obliczył – w kościele Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny Braci Kapucynów Mniejszych, przy ulicy Loretańskiej w Krakowie, spotkali się na mszy świętej lotnicy.
Mszę celebrował ojciec Dominik Orczykowski wraz z towarzyszącym Mu miejscowym księdzem. Na uroczystość do Domku Loretańskiego przybyli lotnicy z całego kraju. Między innymi z Warszawy, Jeleniej Góry, Rybnika, Krosna, Łososiny Dolnej – seniorzy lotnictwa i czynni piloci, skoczkowie spadochronowi, modelarze i technicy. Wszyscy, którzy czują potrzebę przełamania się opłatkiem ze swoimi braćmi w pasji, jaką jest lotnictwo. Krakowski KSL wystawił poczet sztandarowy. Tradycyjnie już odczytana została lista tych, którzy odeszli do „Niebieskiej Eskadry” w sposób naturalny, po zakończeniu „ziemskiej służby”, jak i tych tych, którzy zginęli w wypadkach i katastrofach lotniczych. Listę opracowaną przez niezawodnego Stanisława Błasiaka odczytał prezes KKSL, Leszek Mańkowski.
Po zakończeniu mszy uczestnicy przeszli do Domku Loretańskiego, by tam pomodlić się do patronki lotników – Matki Bożej Loretańskiej. Oczywiście, spotkanie nie byłoby ważne, gdybyśmy nie zrobili sobie pamiątkowego zdjęcia. Tym razem był nas tak dużo, że ledwo zmieściliśmy się w kadrze 🙂
Po wspólnym foto udaliśmy się do specjalnie przygotowanej sali, gdzie bracia zakonni przygotowali dla nas kawę, herbatę i rozmaite słodkości. Przyszedł czas na życzenia i łamanie opłatkiem.
Jest to bardzo sympatyczna część tego tradycyjnego spotkania, bo z niektórymi koleżankami i kolegami mamy możliwość spotkania się tylko tutaj w Krakowie, na dorocznej mszy… Spotkanie było też okazją do wręczenia upominków, które przywieźli warszawiacy dla o. Dominika a krośniacy dla mnie. Byłem bardzo wzruszony a ojciec Dominik najwyraźniej też 🙂
Spotkanie zakończyło się po godzinie 15-tej mocnym postanowieniem, że w przyszłym roku musimy się znów spotkać, tym razem na jubileuszowej, czterdziestej już mszy i spotkaniu koleżeńskim.
P.S. Żeby wyjść z twarzą i nie zrobić z siebie krakowskich sknerów zaprosiliśmy warszawiaków na obiad. Krzysztof Radwan, jak na Krakusa przystało, wybrał knajpkę na Kazimierzu – żeby nas za drogo nie kosztowała 🙂 Pogadaliśmy miło z przyjaciółmi, zjedli dobry obiad a później odwieźli na dworzec. Żeby nie gadali, że Krakusy to sknery 🙂 Tak więc Przyjaciele – do zobaczenia za rok!