Kiedy pod koniec ubiegłego roku Bartosz Oberski – organizator VIII Międzynarodowego Festiwalu Balonowego w Szczecinku – ogłosił zapisy, nie wahałem się ani chwili. Czułem w kościach, że będzie to świetna impreza…
Tak więc we czwartek 6 lipca ruszyliśmy w stałym składzie na spotkanie balonowej przygodzie. Obsadę balonu SP-BDW stanowili: Leszek Mańkowski – pilot, oraz Krysia Mańkowska , Adam Sobieraj i Tomasz Kęsek. Swój pobyt na Pojezierzu Drawskim rozpoczęliśmy od Luboradzy, gdzie spotkaliśmy się z częścią załóg, by odpocząć po długiej (650 km) podróży i nabrać sił do latania. Miejsce jest niezwykle urokliwe, położone nad pięknym jeziorkiem i w otoczeniu starego parku z nienagannie wystrzyżoną trawą. Zamieszkaliśmy w pięknym pokoju starego pałacu. Ponieważ pogoda była lotna, Bartek na odprawie zadecydował, że wyjedziemy kilka kilometrów na dużą łąkę i tam polecimy. Wystartowaliśmy do wieczornego lotu mając na pokładzie oprócz Krysi, gości z USA – Shane z małżonką. Miałem tremę jako młody pilot balonowy, bo Shane jest doświadczonym, zawodowym pilotem z nalotem ok. 4000 godzin… Dałem radę, gdy po godzinnym locie lądowałem blisko drogi, na fajnej łące, między dwoma liniami elektrycznymi. Za to lądowanie dostałem od naszego amerykańskiego kolegi pochwałę… 🙂
Nazajutrz około południa udaliśmy się do Bornego-Sulinowa, gdzie „gazduje” nasz kolega, Wiesław Filosek na fajnym trawiastym lotnisku pośród lasów. Borne, to miasto, którego nie było na mapie, ponieważ kwaterował tam garnizon wojsk radzieckich. Teraz remontowane i odbudowane nabiera blasku. My skorzystaliśmy z Wieśkowych narzędzi i zrobiliśmy obsługę palnika, gawędząc przy tym o lotniczych sprawach.
Około 14-tej dojechaliśmy do Szczecinka i zakwaterowali się w hotelu Pojezierze. Pierwszy briefing odbył się tradycyjnie w kinie „Wolność”, gdzie po przekazaniu wszelkich niezbędnych informacji gościnni gospodarze – Bartosz i Marlena – zaprosili nas na pyszny tort…
Około 19 – tej po starcie z MOSiR wykonaliśmy pierwszy lot, którym była „pogoń za lisem”. Lisem był balon sponsora – Gaspol. Na całe zawody dostaliśmy jeden marker, tak więc załoga decydowała w którym locie go użyje. Nam szczęście sprzyjało, gdy po pięknym locie wzdłuż jeziora umiejscowiliśmy „lisa”, który schował się za kępą drzew. Po paru zmianach wysokości i kierunku wyszliśmy prawie dokładnie na cel. Decyzja była krótka – rzucamy. Adam cisnął marker, który poszybował na odległość 10 m od krzyża, po czym wylądowaliśmy gładko jakieś 300 metrów dalej.
Ponieważ widzieliśmy sporo balonów nad celem, nie robiliśmy sobie żadnych nadziei na dobry wynik, i zapomnieliśmy o sprawie 🙂
W piątkowy wieczór obył się wspaniały bankiet z udziałem wszystkich – blisko sześćdziesięciu – załóg, który trwał do późnej nocy. Nazajutrz rano nie było lotów, więc wykorzystałem ten czas na mały wypad do Aeroklubu Słupskiego, by przeprowadzić tam egzamin dla paralotniarzy.
Po powrocie wzięliśmy udział w wieczornej, kolejnej konkurencji, przy czym po zmianie kierunku wiatru pożeglowaliśmy nad miastem i fabryką w kierunku wschodnim. W okolicy Żółtnicy, po niskim przelocie nad kilkudziesięcioma hektarami ziemniaków, miękko osiedliśmy na pięknej łące.
O godzinie 22-giej rozpoczął się niezwykły spektakl, czyli nocna gala. Niezwykły, bo w Szczecinku bierze udział najwięcej balonów „kształtowych”. W tym roku hitem był „Clown Mc Donald” pięćdziesięcio metrowej wysokości, Babette”, „Dzban wina”, „Kotek” i wiele innych. Dwanaście z tych balonów oraz sześć koszy z palnikami wzięło udział w widowisku w którym muzyka łączyła się z ogniową iluminacją, a to wszystko pod batutą prawdziwego dyrygenta. Było to fascynujące widowisko obserwowane przez tysiące szczecinian. Na zakończenie dostaliśmy ogromne oklaski i owacje. Moja załoga uczestniczyła w pokazie z koszem bez balonu.
Niedzielny poranek przywitał nas znowu piękną pogodą. Ponieważ jednak meteo straszyło usileniem wiatru po godzinie ósmej, raźno przystąpiliśmy do trzeciej kolejki „pogoni za lisem”, która miała rozstrzygnąć o wynikach. I tym razem polecieliśmy na wschód. Podobnie jak w poprzednim dniu lądowaliśmy na tej samej pięknej łące, tyle, że 200 metrów dalej…
W południe, tradycyjnie już udaliśmy się na wycieczkę statkiem na Mysią Wyspę, gdzie zostaliśmy uraczeni pysznym bigosem. W drodze oglądaliśmy tratwę na której miała być zamocowana flaga do ostatniej konkurencji Festiwalu. Tą ostatnią konkurencją było „splash or grab”. Balony po starcie z dowolnego miejsca – jednak nie bliżej niż 1 kilometr – miały nadlatywać nad tratwę, a załoga miała podjąć próbę ściągnięcia flagi z masztu. Oczywiście podczas całego lotu nie można było dotknąć lustra wody 🙂 Niestety, wiatry wiejące w warstwie przyziemnej z kierunków zmiennych skutecznie uniemożliwiły wykonanie precyzyjnego podejścia. Kilka załóg było bardzo blisko, a jeden z balonów zrobił niegroźne wodowanie. Nagroda, którą był cenny dron nie została zdobyta…
Wcześniej jeszcze, bo w czasie briefingu ogłoszono zwycięzcę „pogoni za lisem” Jakież było moje zdziwienie, gdy wywołano moje nazwisko. Byliśmy tak zaskoczeni, że nie zrobiliśmy nawet porządnej pamiątkowej fotki…Zaskoczenie było tym większe, że w ubiegłym roku też wygraliśmy 🙂
W poniedziałkowy ranek opuszczaliśmy gościnny Szczecinek wylatani i szczęśliwi, że wszystko wspaniale się udało. Wykonaliśmy pięć pięknych lotów. Moja załoga spisała się jak zwykle znakomicie. Festiwal, jego organizacja oraz organizatorzy zasłużyli na medal. Było wspaniale. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku również będziemy mogli uczestniczyć w tym „balonowym święcie”. Bartosz i Marlena – jeszcze raz dziękujemy! 🙂
Foto Adam Sobieraj i LM