Poniżej publikuję pożegnanie pilota tatrzańskiego, Janusza Siemiątkowskiego (3.08.1931-12.12.2016)
wygłoszone w czasie pogrzebu 19.12.2016 przez Jego przyjaciela, Jana Komornickiego w imieniu GOPR i TOPR. Janusza żegnali jeszcze: Leszek Mańkowski w imieniu KKSL i kpt Franciszek Baryła w imieniu kombatantów, ale to poniższe jest takie, jakie mógł napisać i wygłosić tylko przyjaciel…
„Bardzo trudno mówić o Januszu Siemiątkowskim w czasie przeszłym – dokonanym, jako o zmarłym, szczególnie jeśli się G o znało przez kilkadziesiąt lat. Był człowiekiem niezwykłym, pasjonatem obdarzonym wieloma talentami, przy tym człowiekiem zawsze życzliwym, radosnym, o ogromnym poczuciu humoru. Jego życia w żaden sposób nie da się nazwać zwyczajnym.
Urodził się w Krakowie 3 sierpnia 1931 roku, a więc ledwie rozpoczął naukę, kiedy wybuchła druga wojna światowa. Kontynuując naukę, pod koniec wojny wstąpił do konspiracyjnego harcerstwa – „Szarych Szeregów”, uczestnicząc w paru niebezpiecznych akcjach dywersyjnych. Z harcerstwem był także związany w latach powojennych, do czasu rozwiązania Związku przez władze komunistyczne.
Jednak jego prawdziwą i największą pasją okazały się przestworza.
Mając zaledwie 19 lat uzyskał w Malborku uprawnienia pilota szybowcowego, a cztery lata później w 1954 roku, był już instruktorem szybowcowym.
W tym samym roku – miał zaledwie 23 lata – zdobył „Złotą Odznakę Szybowcową” za nie lada wyczyn – przelot szybowcem aż 320 km, w czasie 7 godzin i 17 minut, na trasie z Grudziądza do Mierosławic k/Sobótki.
W tym też roku podjął stałą pracę instruktora w Krakowskim Aeroklubie, szkoląc wielu przyszłych pilotów cywilnych i wojskowych. W tym też czasie wykonywał loty małymi samolotami, dochodząc w latach 1963 i 1964 do tytułów „instruktora szybowcowego I klasy” oraz „instruktora-pilota samolotów I klasy”. Jego pasja szybowcowa, jak sam to wielokrotnie podkreślał, miała ogromne znaczenie w jego późniejszych doświadczeniach, w trudnych lotach górskich, w tym przede wszystkim tatrzańskich. Dla Janusza zjawiska „fenowe”,
inwersja, czy różnica gęstości mas powietrza w różnych częściach górskiego masywu – były czymś normalnym, co wyczuwał i wykorzystywał w czasie swoich najtrudniejszych, tatrzańskich lotów.
W 1967 roku Janusz Siemiątkowski rozpoczął pracę w Krakowskim Zespole Lotnictwa Sanitarnego. I tu rozpoczyna się Jego wielka kariera, jako „ratownika działającego z powietrza! W czasie następnych 26 lat pracy w lotnictwie sanitarnym – przetransportował do szpitali ok. 2000 osób, wielokrotnie ratując życie. Tak jak wcześniej z szybowcami i samolotami – bardzo szybko „zaprzyjaźnił się” ze śmigłowcami – takimi jakie wówczas były dostępne: tłokowymi „SM-1” i „SM-2”, zostając „instruktorem śmigłowcowym I klasy”
w 1968 roku. Z potężną akcją ratowniczą w górach spotkał się w zimie 1969 roku, kiedy pod Policą, w rejonie Babiej Góry rozbił się samolot pasażerski PLL LOT. Janusz Siemiątkowski wraz z mechanikiem Kaziem Fortuną – wykonał w trudnych, zimowych warunkach na „SM-1” lot rozpoznawczy, lądując w Zawoi, w pobliżu miejsca tragedii. W niezwykle trudnej akcji naziemnej wzięli wtedy udział ratownicy GOPR z Tatr, Beskidów i Podhala.
Potem Janusz już wielokrotnie, przede wszystkim na „SM-1” i „SM-2”, wykonywał loty ratownicze w rejony: Babiej Góry, Turbacza i Starych Wierchów. Jednak możliwość wykonywania lotów ratowniczych w Tatrach – nastąpiła wraz z otrzymaniem przez Krakowski Zespół Lotnictwa Sanitarnego śmigłowców turbinowych „Mi-2”.
W połowie lat 70-tych (XX wieku) Janusz Siemiątkowski wykonał kilkadziesiąt lotów ratowniczych w Tatry, w tym lotów, które przeszły do historii. Jako pierwszy pilot wylądował w 1976 roku na Buli pod Rysami z ratownikami: Wojtkiem Bartkowskim i Maćkiem Gąsienicą, aby ratować ciężko rannego taternika – cała akcja trwała 28 minut!
Również jako pierwszy wykonywał loty z częściowym lądowaniem na szczycie Kazalnicy Mięguszowieckiej – dla ratowania rannej taterniczki. Desantował też na Wielkiej Galerii Cubryńskiej sprzęt i ratowników, biorących udział w trudnej wyprawie na północnej ścianie Mięguszowieckiego Szczytu.
Tych „desantów” i akcji z „zawisem”, w tym także wciąganiem do stojącego w zawisie śmigłowca rannej turystki na noszach, na południowych urwiskach Świnicy – było znacznie więcej. Ponieważ sam we wspomnianej wyprawie uczestniczyłem, chcę wyraźnie powiedzieć: – to nie była brawura, to był najwyższy kunszt pilotażu, to było „wyciśnięcie” z „Mi-2” wszystkiego co się dało, a efektem był uratowany człowiek, który bez odważnej i rozważnej decyzji Janusza – nie miałby najmniejszych szans na przeżycie.
Janusz angażował się także w organizację „Służby Ratownictwa z Powietrza” i „Służby Lawinowej” w całych polskich górach, dla których Tatry stanowiły „centrum”. To właśnie Janusz Siemiątkowski wykonał (za zgodą swoich władz) lot ćwiczebny z „Ujkiem” Uznańskim i psem „Cyganem” z Zakopanego do pozorowanej lawiny na Połoninie Caryńskiej w Bieszczadach, udowadniając jak w stosunkowo krótkim czasie, można sobie w górskich akcjach ratowniczych pomagać. Choć Janusz pokochał GOPR i od 1975 roku formalnie związał się z Grupą Krynicką GOPR, to ratownikiem był prawdziwie uniwersalnym, mając na swoim „koncie” ok. 160 wypraw tatrzańskich i co najmniej 100 zwiezionych narciarzy; – oznaczało to naturalnie wykonanie kilkuset lotów w Tatry.
Jak mówili mi instruktorzy, sam zresztą też tego doświadczałem – latanie z Januszem, nawet w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych i terenowych – dawało poczucie bezpieczeństwa. Jego powaga, spokój i kolosalne doświadczenie – dawały wymierne efekty w ratownictwie i szkoleniu.
„Tylko” 2 razy był odznaczany „Medalem za Ofiarność i Odwagę”, ale gdyby miało się rejestrować ludzi uratowanych dzięki Jego lotom w trudnych warunkach – tych „medali” musiałoby być znacznie więcej.
Nigdy nie zapomnę zachwytu Janusza w czasie dorocznego kongresu IKAR-CISA w Alpach Berneńskich, kiedy jako drugi pilot mógł polecieć francuskim śmigłowcem ratowniczym „Alouette” wokół potężnych szczytów: Jungfrau, Mnicha i Eigeru. Taki śmigłowiec mógł być jedynie przedmiotem Jego i naszych marzeń. My jednak mieliśmy, dzięki naszym pilotom, w tym właśnie Januszowi, największe sukcesy w ratownictwie górskim z powietrza spośród wszystkich krajów „niealpejskich”.
Janusz po przejściu na emeryturę w 1993 roku – trochę jak Mariusz Zaruski – z pasją uprawiał żeglarstwo, razem ze swoją żoną Urszulą. Wypracowywał również setki społecznych godzin na dyżurach w swojej macierzystej Grupie Krynickiej, również wtedy kiedy zaczęły się uciążliwości i cierpienia, związane z pojawieniem się nieuleczalnej choroby. Do końca jednak był pogodny, z tym swoim wspaniałym uśmiechem i humorem – takim w naszej pamięci pozostanie.
Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe obdarzyło Go swoją najwyższą godnością – „Członka Honorowego”, otrzymał też wiele najwyższych odznaczeń państwowych i honorowych, w tym Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.
Prawie 7000 godzin w powietrzu, w tym 3500 na śmigłowcach ratowniczych oraz dziesiątki uratowanych istnień ludzkich, to dorobek życia, który Janusz zabiera na „drugą stronę” przed Boży Majestat.
Dziś Janusza Siemiątkowskiego żegnają poczty sztandarowe i ratownicy górscy – wszyscy bez wyjątku: od Bieszczadów po Karkonosze. Żegna Go Zarząd Główny Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego i Zarząd Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, które to zarządy – mam zaszczyt reprezentować. – Żegnam Cię Januszku, bo tak Cie nazywaliśmy – w imieniu ratowników i seniorów Twojej Grupy Krynickiej, seniorów i instruktorów TOPR-u, a także wszystkich Twoich przyjaciół, których miałeś między nami olbrzymi zastęp. Gorąco wierzę, ze dobry Bóg – po Twoim ziemskim życiu ofiarowywanym często bezimiennym bliźnim, a także ukochanej rodzinie – pozwoli Ci w niebieskich przestworzach latać bez „technicznych ograniczeń”, w szczęściu i radości wiecznej.
Twoim najbliższym: Żonie, Synom i całej rodzinie – składamy serdeczne wyrazy współczucia i solidarności w Waszym smutku, który jest także naszym wielkim smutkiem.
Żegnaj Drogi Przyjacielu,
mimo Twego odejścia do wieczności – w naszych sercach pozostaje pamięć i wdzięczność dla Bożej Opatrzności i dla Ciebie za to, że mogliśmy z Tobą żyć i przez tyle lat wspólnie pracować. Żegnaj i odpoczywaj w pokoju!”
Foto: L. Mańkowski